środa, 18 lutego 2015

Jak bójka potrafi zniekształcić ci życie...

 Lekcje były nawet w porządku. Nauczyciele byli nieznośnie ostrzy i cięci, ale program całkiem ciekawy. Alek miał ten problem,że musiał sporo tematów nadrobić. Przynajmniej nie miał problemu ze zrozumieniem Anglików. Z angielskiego miał same szóstki, choć nie był geniuszem jak Roza, to i tak zdobywał pierwsze miejsca na olimpiadach. Jeżyli ona nie brała w nich udziału.
 Historię Anglii pokrótce przerobił przed wyjazdem, a przedmioty ścisłe znał już ze swojej szkoły. Problem stanowił- O, Ironio!- angielski. Brytyjczycy uczyli się o poetach i tym podobnym. On uczył się gramatyki i słówek...
 Kolejni problem stanowili uczniowie. Nie podobało im się najwyraźniej, że chłopak uczy się w ich szkolę, a nie specjalnej, z lekcjami w ojczystym języku. Wśród uczniów tej szkoły krążyła bowiem aura wyższości, a na każdym korytarzu wisiały tabliczki zaznaczające, jakie to Akademia odniosła sukcesy.
 Alek czuł się osaczony ze wszystkich stron, czując wścibskie, nieprzychylne spojrzenia. Żaden uczeń nie chciał go poznać, nawet się przywitać, ale i tak opowiadał o nim niestworzone historię. Alek był, można by rzec, gwiazdą. Cała szkoła huczała o jego przybyciu. Jednak, żadne z tych plotek nie były- broń Boże!- uprzejme.
 Gdy zadzwonił dzwonek chłopak wstał czym prędzej i ruszył w stronę drzwi. Chciał jak najszybciej uciec z klasy pełnej idiotów, rzucających w jego stronę przykre docinki. Całą lekcję  zaciskał dłonie w pięści, aż na skórze utworzyły mu się blade półksiężyce. Rzuciłby się na nich, ale pamiętał ostatnią swoją bójkę, jeszcze w starej szkole.
 Dzień jak co dzień, masy uczniów spędzały długą przerwę na korytarzach. Cała Drużyna śmiała się z dowcipów Janka, choć powinna się uczyć do testu z geografii. Ten moment upatrzył sobie Kamil- szkolny tyran- aby rzucić w stronę Rozy obleśne teksty. Nie lubił żadnego z nich, Alek był jego odwiecznym wrogiem, ale to Rozalię upodobał sobie jako przedmiot najgorszych obelg. Aleksy od dawna ledwo powstrzymywał się przed poczęstowaniem go pięścią prosto w twarz. I tak było tym razem. Aż podniósł sie z miejska gotowy stawić mu czoła. W ostatniej chwili Arek i Janek powstrzymali go od tego, Roza poprosiła spojrzeniem o opanowanie. Wiedziała, że taka bójka nie pomoże Alkowi.
 -Alek, daj spokój- mruknęła, patrząc mu w oczy. Żarty Kamila nie działały na nią w żaden sposób. Mimo to idiota już znalazł pretekst do następnych złośliwości. Prychnął gniewnie, ale jakoś  dziwnie, jakby z żalem. Tęsknotą? Zazdrością.
- A właśnie: daj spokój, Aleczku!- pokpiwał.- Przecież nie chcemy, żaby cię wyrzucili ze szkoły. Jak się miewa dziadzio?
 Alek ledwo się opanował. Jego dziadek był ciekawym człowiekiem, Alek kochał spędzać z nim czas, ale dla niektórych ludzi był po prostu dziwakiem. Kamil dobrze wiedział, jak bardzo bolą chłopaka żarty o nim.
- Spadaj, Nowak, bo ci obije tę śliczną buźkę. 
- Uuu, już się boję- warknął Kamil. Spojrzał na Rozę z wyrzutem.- Co ty widzisz w tym chłopaku? Można by się po tobie spodziewać więcej.
 To jak patrzył na Rozalię, z mieszaniną żalu, zazdrości i złości, dało Alkowi do myślenia. Popatrzył na oboje z zapartym tchem i zrozumiał. Kamil kochał się w Rozie!
Serce mu zamarło, zapomniał jak się oddycha. Zalała go złość.
-Jesteś warta lepszego. Nie sądziłem, że z ciebie taka...-nie dokończył, ponieważ w tym momencie na jego twarzy wylądowała twarda pięść.
 Alek rzucił się na niego, zapominając o uczniach, nauczycielach i całym świecie. Zamachnął sie prawą ręką, ale Kamil już otrząsnął się po pierwszym ciosie i uchylił. Przechodząc do kontrataku uderzył do w przeponę. Cios nie był bardzo silny, ale i tak spowodował, że Alek zgiął się w pół. Kiedy przeciwnik do niego podszedł, chłopak podciął mu nogi, ale sam został pociągnięty w dół. Oberwał w łuk brwiowy, a krew zalała mu oczy. Kiedy zamierzał się do ciosu, Jakaś niewidzialna siła pociągnęła do do góry. Został odepchnięty w stronę krzyczących przyjaciół. Janek i Alek, byli sponiewierani, więc i oni szarpali się z kumplami Kamila. Patrzyli gniewnie na jego przeciwnika, którego właśnie Dyrektor stawiał na nogi, gniewnym ruchem. Jak na Pięćdziesięciolatka, to ma krzepę.
- Co wam strzeliło do głowy?!- ryknął, czerwony na twarzy. Naprawdę się wściekł. Jak nigdy.- Nowak, Machon. Do mojego gabinetu! W TEJ CHWILI!
 Po gniewnej rozmowie z rodzicami, wychowawcą i dyrektorem, chłopcy zostali ukarani i odesłani do domów. Alek miał to nieszczęście, iż jego ojciec aktualnie był w domu i uczestniczył w rozmowie. Kiedy wracali do domu, w samochodzie panowała napięta cisza. Mama patrzyła przez okno z zawodem, ojciec twardo patrzył na drogę. Kiedy weszli do domu, ojciec z wściekłością spojrzał na opartego o ścinę syna.
- Co ty sobie myślałeś, hm? A tak nie myślałeś. Nie myślałeś o tym chłopaku Nowaków, o sobie, o nauczycielach, ani o nas, co? Myślisz, że jak się czujemy, hę?- Matka patrzyła na twarz syna brudną od krwi, zaciskając usta w cienką linie. Alek patrzył uparcie w podłogę, bojąc się, że jak spojrzy w oczy ojca, takie same jak jego, umrze ze wstydu.- Musisz nam to robić? Nie wiem, czy robisz to specjalnie, może chcesz nam dokuczyć, ale postaw się w naszej sytuacji... Patrz na mnie jak do ciebie mówię.
 Alek nie posłuchał. Nie chciał patrzeć na ojca, którego nigdy nie było w domu. Który nie znał Alka, ale uważał, że ma prawo prawić mu kazania. Który myślał, że ma prawo decydować o życiu syna, choć ten nie czuł w nim autorytetu.
 Tata westchnął.
- Może to ja popełniłem błąd. Nie zauważyłem jak się wymykasz. Ale to się zmieni.
Do rozmowy wtrąciła się matka.
- Chcesz mu powiedzieć? Myślałam, że poczekamy...
-Z czym?- zdumiał się Alek, w końcu podnosząc wzrok.
- Przenosimy się do Anglii. Wszyscy- oznajmił ojciec, a z twarzy Alka zniknęły wszystkie kolory. Poczuł, że jego życie wymyka mu się z rąk.- Zamieszkamy razem, będziecie chodzić tam do szkoły. Będzie, jak dawniej. Jak za dawnych lat. Znów w komplecie- trochę się uśmiechnął.- I co ty na to?- liczył na pozytywną reakcję.
- Nie- powiedział twardo, z twarzą bez wyrazu Alek. To jakiś żart? Kara za bójkę?
- Nie?- zdumieli się rodzice. Ojciec trochę się zasmucił, trochę podenerwował.- Ale...
- Nie- powtórzył Alek,bardziej stanowczo.- Nigdzie nie jadę, zostaję tutaj.
- Myśle, że nie masz wyjścia. Jestem twoim ojcem i...
- Nigdzie nie jadę! Myślisz, że jak jesteś moim ojcem to możesz o mnie decydować?- wrzeszczał Alek.- A gdzie, do jasnej cholery, byłeś przez te wszystkie lata? A tak, pracowałeś. Gdzieś to mam, nie jadę.
- Wyrażaj się!- krzyknęła matka.
- I ty się na to zgadzasz?- zwrócił sie do niej.
-Alku, tak będzie lepiej...
- Dość.- Przerwał pan domu.- Dosyć. Aleksy, czy ci się to podoba czy nie, jedziesz do Anglii. Mówisz, że mnie nie było? teraz to naprawimy. Proszę pogódź się z tym i świętuj z nami.- mówił teraz łagodniej, jakby chciał przekonać syna.
 Alek nabrał tchu i wrzasnął słowa, które nie powinny paść z ust żadnego dziecka.
- Nienawidzę was!
 Wybiegł na dwór, biegnąc do pierwszego bezpiecznego miejsca, jakie przeszło mu do głowy. Odciął się od głosów, wołających jego imię, od całego świata, nawet od własnego ciała.
 Biegł, biegł, biegł.
 Aż dotarł do przystani spokoju. To miejsce kochał całym sercem, bardziej niż jakiekolwiek inne.
 Dom Dziadka.

---------------------------------------------------------------------------------------------------

 Cześć,

 ten rozdział dedykuję: osobom, które powiedziały za wiele i teraz nie mogą cofnąć tych słów.
 Jak się macie? Kto ma ferie? Jestem z Małopolski, więc obecnie mogę cieszyć się tym przywilejem. Jak spędzacie czas wolny? Ja z przyjaciółmi, przy książkach, albo filmach. Cuuudooo.
 Część dalsza ego rozdziału będzie niedługo, mam nadzieje, i skupi się raczej na wspomnieniach Alka, nie na obecnej sytuacji.
 Polecajcie mi blogi, naprawdę nie mam co czytać!

Całusy,
Oczytana.

----------------------------------------------------------------------------------------------------

Miejsce: Doba komputerów.
Data: Dzień za dniem.
Godzina: Czasu nie zliczysz.
Spostrzeżenia: OBUDŹ SIĘ!


-----------------------------------------------------------------------------------------------------

sobota, 14 lutego 2015

Walentynkowe życzenia

------------------------------------------------------------------------------------------------
                                                                                                                            14 Luty 2015

 Dzisiaj Walentynki.

Co oznacza, że zakochani świętują  swój dzień. Cała sobota przesycona jest miłością i pocałunkami, różowymi prezentami i CZEKOLADĄ!
 Jestem ciekawa, jak się bawicie? Spędzacie czas z tą jedyną\ tym jedynym?
 Ugościłam dziś przyjaciółkę i razem z siostrą rozmawiałyśmy o  naszych miłosnych rozterkach. Żebyśmy je jeszcze miały. Wypiłyśmy trzy kubki herbaty przy starych piosenkach. Może to nie jakieś szczególne walentynki, ale udane.
 -Ale jak to, tak bez życzeń?
 Życzę wszystkim zakochanym w dzisiejszym dniu ( i na cały rok) mnóstwo miłości, radości i wytrwałości. Pociechy z bliskiej osoby, zaangażowania, zrozumienia i rozwagi. Bawcie się dobrze i trzymajcie blisko. 
 
Całusy,
Oczytana.
PS. Ten dzień nie był do końca udany- dzisiaj pożegnałam osobę bardzo wartościową. Już za nim tęsknie, pocieszające jest to, ze ten mój przyjaciel nie wyjechał bardzo daleko.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Miejsce: Doba komputerów.
Data: Dzień za dniem.
Godzina: Czasu nie zliczysz.
Spostrzeżenia: OBUDŹ SIĘ!


-----------------------------------------------------------------------------------------------------



środa, 4 lutego 2015

Niezwykle irytyjąca zieleń

 Wychodząc z sekretariatu, Alek odetchnął z ulgą. Jak to możliwe, że jakiś staruszek wzbudził w nim, aż taki strach?* Czuł się upokorzony i to na oczach dziewczyny. W dodatku, tak twardej, jak Jane. Miał przeczucie, że lepiej z nią nie zadzierać.
 Jak rozkazał Dyrektor Jane została jego prywatną przewodniczką, po zawiłych korytarzach Współczesnej Bastylii. Nie żeby się jej to podobało. Gdy tylko, drzwi się za nimi zamknęły, ruszyła szybko przed siebie, nie czekając na Alka, pomrukując przekleństwa oraz coś o "braku czasu" i "głupich nie-anglikach". Chłopiec popędził za nią, gdyż wolał słuchać jej obelg, niż  zgubić się, jak idiota, w szkole. Zastanawiał się czym, też tak ją zdenerwował. Może zachował się niegrzecznie. Nigdy go to nie obchodziło, jak widzą go inni, ale jeżeli ma się tu zaklimatyzować, musi otworzyć się na ludzi. Nagle odczuł przygnębiający brak Arka i Baśki. Oni zawsze umieli zapoznać się z ludźmi. Jakoś samo im to przychodziło. Aż zgarbił się z tęsknoty, a wzrok nagle mu się zamazał. Hola, co się dzieje?! Nie będzie teraz ryczał, co nie? Chłopcy nie płaczą, tralalalala.... Jakoś tak to szło... Przygryzł wargę i uspokoił się w myślach. Przecież i ty dasz radę, powiedział sobie. Zawsze  miałeś przyjaciół, to i tutaj znajdziesz.
 Alek tego nie widział, ale miał w sobie coś co sprawiało, że ludzie mu ufali. Ufali, podziwiali i trzymali się obok. Posiadał coś z przywódcy- coś kształtującego się dopiero- a w głosie brzęczała nieustępliwa nuta, dzięki której koledzy  nie śmiali mu się sprzeciwić. Jednak jego największą słabością były ataki braku wiary w swoje możliwości. Był jak ptak- piękny i zdolny do wszystkiego, pan przestworzy, ale gdy zaskoczy go silna burza, wyczerpany poddaję się i pozwala się pokonać się siłom wyższym. Gdyby jednak postawił się żywiołowi, byłby w stanie opaść na drzewo i udowodnić swoje możliwości.
 W końcu przełamał niechęć i zrównał się z wciąż wściekłą Jane. Gdy spojrzała na niego spode łba, odchrząknął i zagadnął ją cicho.
- Masz na imię Jane, tak?- Nawet udało mu się nie zająknąć i wytrzymać jej szatkujące spojrzenie. Hip hip- Hurra! Punkt dla Alka.
- Ellie - mruknęła niechętnie.- Jane to nazwisko.
-Aha.- Chwilę panowała niezręczna cisza. Szli przed siebie, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.- No więc...-zaczął Alek, przeczesując włosy palcami i drapiąc się nerwowo po potylicy.- Do której klasy chodzisz?
- Wygląda na to, że jestem w twoim wieku. chodzimy razem do klasy.- W jej głosie pobrzmiewała twarda obojętność .
- Uhm, ciekawe. To, jaki jest ten Craft? More mówił tak, jakby coś było z nim nie w porządku.
  Ellie zmrużyła groźnie oczy.
- Amadeus Craft to jeden z najmądrzejszych ludzi jakich znam. I jest, jak najbardziej w porządku-powiedziała z wyrzutem.
- Ej, dobra, a niby skąd mam wiedzieć? Tylko pytam.- Alek omal nie krzyknął.- Przyznaj się chociaż, o co chodzi z tym Dyrektorem? Widziałem, jak reaguję na niego każdy...
- Cicho!- krzyknęła szeptem Ellie, rozglądając się nerwowo. A potem dodała cichutko:- Nie mów złego słowa o Auguście More. Chyba, że chcesz wylecieć. Zrozumiano?- patrzyła na niego groźnie.
- Ale... jak to?- Alek był zaintrygowany.- Przecież, to tylko nauczyciel. Nie może kogoś wylać za plotkowanie!
-Uwierz może.- Jane odciągnęła go na bok.- Słuchaj: w szkole panuję parę niepisanych zasad. Pierwsza: Jak podpadniesz Dyrektorowi, to pakuj manatki i uciekaj, bo ten człowiek nie zna litości- mówiła ze śmiertelną powagą.- Druga: Pokaż, że jesteś coś wart. Tu nie ma miejsca dla leni i beztalenci. Trzecia: omijaj tzn. Elitę, bo jak nie...
-Elitę?
 Mruknęła coś pod nosem, ale spojrzała w stronę wielkiego trawnika szkolnego. W samym centrum znajdowała się fontanna, przy której siedzieli uczniowie. Wyglądali, jak modele i gwiazdy- wszyscy piękni oraz bogaci. Alek wiedział, że nie znajdzie tam swojego miejsca.
- To jest "Elita"?
- Tak, to grupa najbogatszych półgłówków w szkolę, którzy uważają się za jej władców. Doceniają tylko football, a ciężka praca innych uczniów, który starają się zajść dalej, jest...-mówiła z coraz to większym przejęciem, co świadczyło o tym, że wie coś o tej sprawie.
- Mówisz o tym całym konkursie, w którym bierzesz udział?- wtrącił się Alek.- Co to za turniej?
 Ellie uniosła wysoko brodę, gotowa do starcia.
- Przyrodniczy. Ale, to nie twoja sprawa.
 Chłopak dopiero po tych słowach zdał sobie sprawę, że nie przyglądną się jej dobrze. Zmierzył ją wzrokiem. Była wysoka, miała z metr siedemdziesiąt cztery, była od Alka niższa o  jakieś sześć centymetrów, ale, choć patrzył na nią z góry, czuł bardzo mały. Burzę kasztanowych loków upięła w niedbały kucyk. Była zgrabna i wysortowana, jakby gotowa do biegu na długi dystans. Promienie słońca rzucały cienie na jej wysokie kości policzkowe i zadziorny nos. Wydawała się surowa i niebezpieczna, ale i mądra, i ostrożna. Oraz buntownicza i twarda. Ramiona skrzyżowała, niezwykle zielone oczy lustrowały go wzrokiem, jakby pytały: "Za kogo ty się uważasz?". Uznał, że dziewczyna, gdyby nie ta przemądrzała mina, byłaby bardzo ładna.
 Gdy uniosła wyczekująco brew, zdał sobie sprawę, że się na nią gapi. Uciekł wzrokiem ku fontannie, gdzie Elita śmiała się z innych uczniów.
- Tak, pewnie masz rację. Nie moja sprawa. Przepraszam- burknął cichutko, zainteresowany odcieniami trawy. Miała kolor ciekawy kolor. Trochę malachitowy, trochę jaskrawy, a światło tańczyło na nich, porywana lekkim wiatrem.
 Ellie chwile patrzyła na niego, a na jej twarzy malowały się mieszane uczucia. Następnie westchnęła, i pomasowała czoło.
 -Alek, tak? Posłuchaj, nie mam czasu, więc szybko oprowadzę cię po szkole, okej? Pokarzę ci sale lekcyjne i inne takie, ale nie będę trzymać się za rączkę cały czas. To musi ci wystarczyć.
 Alek spojrzał na nią i lekko wykrzywił usta w krzywym, zadziornym uśmiechu.
- Chcesz potrzymać mnie za rękę? Wystarczyło poprosić.
Przewróciła oczyma i odwróciła się, by ruszyć dalej korytarzem. Tym razem jednak poczekała, aż do niej dołączy.  Wtedy, zaczęła zasypywać go naprawdę nudnymi faktami. Chłopak nie słuchał jej za bardzo, ale przynajmniej obserwował z jakim zaangażowaniem podjęła opowiadanie. Nie zapomniała też dorzucać złośliwych uwag w jego stronę, a on nie pozostawał jej dłużny. Mijając kolejne pomieszczenia, informowała go, jakie lekcję się tam odbywają oraz kto jakiego przedmiotu naucza. Wszystko skracała do maximum, ale tak było lepiej dla mało zainteresowanego Alka.
 Ogólnie rzecz biorąc, było tam bardzo czysto, strasznie oficjalnie i przerażająco prawdziwie. Chłopak błagał w duchu, żeby całość okazała się złym snem, z którego ma się obudzić rano zlany potem. Desperacko pragnął powrotu do domu.
 "Nieźle się wkopałeś. Jak się z tego wygrzebiemy? "- powiedziałby Janek. Niemal widział uśmiech przyjaciela, jego brązowe oczy patrzące na niego z kpiną. "Masz coś do jedzenia? Głodny jestem."          Pierwszy raz w życiu Alek zapragnął oddać mu swoje śniadanie.
  "Przyjacielu, spójrz na to inaczej. Jesteś w świecie, który żyje historią. Są nią przesycone te mury. Jak w jednej z twych fantastycznych powieści... hmmm, tak zdecydowanie."- rozmarzyłby się Arek. Spojrzałby w niebo, rozłożył ramiona i uśmiechną radośnie.
 " Jak w Harrym Potterze!" zaśmiałaby się Baśka, i musnęłaby ustami jego policzek.
  Roza milczałaby, ale złapałaby jego dłoń i pogłaskała policzek. A potem uśmiechnęła się lekko i zacytowała Szekspira. Jak na ironie wylądował w szkole imienia jej ulubionego poety...
 - Hej, słuchasz mnie w ogóle?- jego rozmyślania przerwał głos Ellie. Spojrzał na nią, zaciskając  usta, aby nie posłać w jej stronę uszczypliwej uwagi. Oboje niesłychanie irytowali siebie nawzajem.
 -Tu odbędzie się twoja pierwsza lekcja. Historia z Johnem Watsonem. Powodzenia.
 I odeszła, tak po prostu, nie pozwalając nawet sobie podziękować. Alek odprowadził ją wzrokiem, a następnie wszedł do sali w której już czekał na niego nauczyciel i trzydziestka niezwykle nieprzychylnych dzieciaków.
_________
*W rzeczywistości Dyrektor August More miał jedynie 46 lat, ale dla piętnastolatka, każdy, kto ma ponad czterdzieści lat jest "stary".

----------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć,
 Dzisiejszy post dedykuję wszystkim niesłusznie oskarżonym, ale wartościowym i dobrym ludziom, aby mieli siłę pokonał fałsz i nie ugiąć się pod oszczerstwami.
 Co u was? Zazdroszczę tym, którzy mają się dobrze. Cieszcie się z tego, bo szczęście bywa ulotne.
 Macie jakieś uwagi? Chcielibyście czegoś się dowiedzieć? A może macie pytania do Oczy_tanej :) Polecajcie ten blog innym.
 Całusy,
Oczytana.
------------------------------------------------------------------------------------------------------

Miejsce: Doba komputerów.
Data: Dzień za dniem.
Godzina: Czasu nie zliczysz.
Spostrzeżenia: OBUDŹ SIĘ!





--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



poniedziałek, 26 stycznia 2015

Szafir, Kasztan i Noc

 Ważnym spostrzeżeniem, po wejściu do obszernego sekretariatu, był fakt, iż niebieski to zimny kolor. Cały pokój był pomalowany na ciemny szafir, jedynie sufit był biały, jakby zabrakło im farby. Może tak było?
  Tak, czy siak, kolor był uosobieniem atmosfery panującej w pomieszczeniu. Przy wysokiej ladzie stała dziewczyna o kasztanowych włosach i mówiła, coś do sekretarki o mysich oczach i sępiej twarzy. Nieciekawe połączenie- na jej widok chciało się uciekać. Reszta pomieszczenia była przygnębiająco pusta, jeśli nie liczyć wysokich biblioteczek, wypełnionych starymi książkami. W kącie stała uschnięta roślinka w doniczce.
 Alek podszedł o lady niechętnie, wciąż myśląc tylko o ucieczce. Pomyślał, że Janek mógłby mu w tym pomóc. Zrobiłby jakieś zamieszanie, kiedy on wychodziłby przez tylne drzwi. Nie raz tak robili. Teraz też mgło by się udać... Tak, tylko, że na Janka nie ma już co liczyć.
 Do jego uszu doleciała rozmowa Kasztanowych Włosów z Sępią Twarzą. Wnioskując, z tonu głosu nie lubiły się za bardzo.
- Przecież wczoraj mówiła pani, co innego!- zaprotestowała dziewczyna, ledwo powstrzymując krzyk.- Miałam mieć dostęp do sali, podczas nieobecności pani O'Dear. Rozumiem, że choruje, ale to nie znaczy, że mamy przerwać ćwiczyć! Za miesiąc mamy mistrzostwa, nie możemy...
-Nie rozumiem cię, Jane- zaskrzypiała starucha. Z plakietki na szyi wynikało, że nazywa się A. James.- Możecie spotykać się w któregoś z was, w domu. Nie musicie korzystać z sali.
- Właśnie, że musimy! Myśli, pani, że olewamy konkurs? To, co możemy, robimy w domu, a nawet więcej! Niektórych rzeczy nie da się jednak zrobić bez użycia pomocy naukowych, które- hm, o rany!- znajdują się w sali numer dwadzieścia trzy!- Z każdym słowem mówiła coraz głośniej.
-Jane!-zganiła ją James.- Nie mam czasu na twoje dylematy! Zgłoś się z tym do Dyrektora.- Jane skrzywiła się, jakby coś ją zabolało.- Myślę, że i on uzna twoje jęki za... bezcelowe.- Uśmiechnęła się krzywo, złośliwie.- Jeśli, nie masz ważniejszych spraw do załatwienia, to wybacz, jestem zajęta.
  Odwróciła się, nie czekając na odpowiedź wściekłej Jane ( która najwyraźniej nie zamierzała odejść, a jedynie założyła ręce na piersi), spojrzała na podsłuchującego Alka. Pod jej wyblakłym, wrednym spojrzeniem poczuł się, jak mysz, która ma stać się jej nową ofiarą. I, o ile, ktoś inny ugiąłby się pod tym wzrokiem, to Alek stawił mu czoła. Pod tym względem, był bardzo podobny do Janka. Nie znosił zamykania go w klatce strachu.
- Tak, Kochaneczku?- zagruchała pani James, z głosem ociekającym słodkością. Alek zauważył kątem oka, iż Jane rzuca mu wściekłe spojrzenie. Poczuł złość. To jego wina, że ta wredna baba jest dla niego miła?!- W czym mogę ci pomóc?
-Eeee...-mruknął chłopak.- Jestem Aleksy Machon. Chciałbym odebrać...
-Ach! Ten nowy uczeń. Witaj w Akademii Williama Shakespeare'a w Eaststorm!* - Nie zabrzmiało to optymistycznie.- Miło mi Cię powitać, Machon!- Ledwo powstrzymał śmiech, kiedy usłyszał, jak wymawia jego nazwisko z angielskim akcentem. Mimo, wszystko zdołał zachować kamienną twarz.
-Yhm. Dziękuję.
 Kobieta mówiła coś o historii szkoły, szukając jego rozkładu zajęć, a Alek z błaganiem patrzył na jej mozolną pracę. Nie miał ochoty słuchać o " Nadaniu imienia szkole w XIX w..." ani o niczym innym. Chciał po prostu dostać kartkę z rozkładem lekcji i wyjść z tego ponurego miejsca. Kiedy już zaczął już zastanawiać się nad wyrwaniem dokumentów z rąk kobiety, drzwi za nim otworzyła się ze skrzypem. Cała trójka obróciła się w tamtą stronę. Gdy tylko to zrobił,  Alek dostrzegł przy drzwiach zadbanego mężczyznę, dawno po czterdziesce. Miał poważny wyraz twarzy, bruzdy dodawały mu wieku, Na skroniach, przez mysie włosy, przebijała się siwizna. Wyglądałby całkiem miło, gdyby nie te oczy. Tęczówki były czarne, tak czarne, że nie można było rozróżnić ich od źrenic. Spoglądały chłodno i z wyższością, w sposób od którego jeżyły się włosy na karku.
 I te oczy patrzyły teraz na Alka.
-Pan Dyrektor- szepnęła pani James, jakby nagle mniejsza. Odsząknęła szybko, starając się  przedstawić Alka mężczyźnie.-Panie Dyrektorze, to jest...
- Dziękuję, Amelio. Domyślam się, kto.- Dyrektor podszedł do niego sprężystym krokiem i wyciągnął do niego dłoń. Alek uścisnął ją i o mało nie zgiął się z bólu. Mężczyzna niemal zmiażdżył mu paliczki, swoimi lodowatymi dłońmi.- Aleksy Machon, jak mniemam?
- Tak.. proszę pana- starał się nie ulec, patrząc w te oczy.
- Witaj w Mojej szkolę. Cieszę się, że będziesz uczęszczał do tej szlachetniej Akademii. Nazywam się August More.
- Również się cieszę- nie było to prawdą, ale wolał nie ryzykować.
-Powiedz mi, chłopcze- More zmierzył go spojrzeniem.- Jak podoba ci się Anglia?
Alek przełknął ślinę. Facet budził w nim... strach.
- Jest piękna, ale... myślę, że muszę się przyzwyczaić.
More kiwnął głową.
- Też tak myślę. Musisz się przyzwyczaić także do zasad tu panujących. Nie chcesz, przecież kłopotów, prawda?- chociaż wykrzywił wargi w uśmiechu, zabrzmiało to, groźba. Spojrzał na panią James, aż ta drgnęła. Alek z ulgą wypuścił powietrze z płuc.- Dostałeś już plan lekcji, tak?
 Kobieta ze skruszoną miną podała mu stertę dokumentów. Mężczyzna przejrzał je na prętce i podał je Alkowi.
- Twoim wychowawcą będzie pan Craft. Niestety... Tylko u niego było wolne miejsce.
 Alek chciał zapytać, dlaczego "niestety", ale wolał dowiedzieć się od kogoś innego.
- Dziękuję, panu.
-Gdybyś miał jakieś problemy, zapraszam do mnie. A teraz wybacz... Praca dyrektora nie jest łatwa. Odwrócił się w stronę Jane.- Panno Jane.-przywitał się. - Jak idą przygotowania do konkursu?
 Jane zaczerwieniła się i spuściła wzrok. Alek nie darzył jej szczególną sympatią, żeby nie powiedzieć, że go denerwowała, ale zrobiło mu się jej żak.
- Uhmm. Dobrze...
- Dobrze to nigdy nie wystarczająco, moja droga.- Jane drgnęła, jak poparzona.- Myśle, że znalazłabyś czas, aby oprowadzić po naszej Akademii pana Machona?- uniosła głowę zdumiona, gotowa zaprotestować, ale mężczyzna nie uznał jej sprzeciwu.- Miłego dnia, życzę.
 Pomaszerował z wolna do drzwi gabinetu  za ladą sekretarki. Przy drzwiach odwrócił się jeszcze w stronę pani James.
-Amelio, nie uważasz, że to co starałaś się wyhodować w tamtej doniczce jest martwe? Wolałbym, żebyś się tego pozbyła.
 I zatrzasnął drzwi.
 Przez chwilę panowała porażająca cisza. A potem wściekła pani James, warknęła do Jane.
- Słyszałaś, Dyrektora? Jazda, idź oprowadź Machona. TERAZ!

----------------------------------------------------------------------------------------------------
 Cześć,
 Ten rozdział dedykuję wszystkim nauczycielom. Jak to miło widywać was na co dzień.
 Przepraszam, za lekkie opóźnienie, ale miałam kilka spraw na głowie, m.in. zdanie z matematyki.
 Jak się macie? Mam nadzieje, że większość z was jest zdrowa, nie rozłożyła was choroba. Chcę, napisać następny rozdział, tak szybko, jak to możliwe.
 Co sądzicie to tym opowiadaniu? Macie jakieś zastrzeżenia? Może macie pytania co do ciągu dalszego, może jakieś pomysły? Piszcie.
 Całusy,
Oczytana.

---------------------------------------------------------------------------------------------------- Miejsce: Doba komputerów.
Data: Dzień za dniem.
Godzina: Czasu nie zliczysz.
Spostrzeżenia: OBUDŹ SIĘ!











wtorek, 20 stycznia 2015

"... Przyjaźni blask..." *

 Arek. Arkadiusz, jak zwykli nazywać go rodzice i nauczyciele. Imię to jak najbardziej do niego pasowało. Alkowi kojarzyło się z kimś łagodnym i zrównoważonym, ale i zawsze pogodnym oraz pomocnym. Może dlatego, iż jedyny znany mu Arkadiusz, taki właśnie był.
 Arek miał wielu kolegów, gdyż każdy chciał otoczyć się jego spokojem i zawitać do świata, który sam stworzył- świata, gdzie króluje jazz, harmonia i popcorn z maślaną polewą. Ten wysoki brunet, o niebieskich oczach, tylko o odcień ciemniejszych od oczu Baśki, miał wielu przyjaciół, ale tych prawdziwych, najlepszych, najbliższych miał, tylko czwórkę, w tym młodszą o rok siostrę. Tylko oni naprawdę go rozumieli.
 I tylko Alek rozumiał go najlepiej.
Arek miał to do siebie, że nigdy nie mówił za dużo, uważnie śledził każdy ruch swoich rozmówców. Oni czując się niezręcznie, często mówili bzdury, alby odciągnąć uwagę od samych siebie. Alek nie dziwił się im wcale, ponieważ sam przez to przechodził. Zawsze odwracał wzrok, chował się za jakim tematem. Był wtedy jeszcze dzieckiem, ale już w tamtym czasie wzrok jego przyjaciela budził niepokój. Aż w końcu, jego buntownicza natura nie wytrzymała tej uległości i rzucił tym błękitnym oczom wyzwanie. Musiał zmierzyć się odruchem spojrzenia w bok, patrzeć bez przerwy w tą obojętną twarz sześciolatka o żelaznym, przeszywającym wzroku. Kiedy był już na skraju załamania, twarz Arka rozjaśnił szeroki i szczęśliwy uśmiech, który mało kto wcześniej oglądał.
-Myślę, że jesteś twardy, Aleksy- powiedział radośnie.- Nie podajesz się.
 Było to stwierdzenie, ale i tak Alek skinął głową.
-Cieszę się, że mogę nazwać Cię przyjacielem.- Nagle posmutniał. Ściszył głos do szeptu, tak cichego, że sam Alek miał problemy z dosłyszeniem słów.- Mało kto przyznaję się do tego, kim jest. Większość chowa się za czymś, co pomoże mu schować, w cieniu złudzeń, jego prawdziwą naturę.
 Co o tym zawiłym stwierdzeniu, pomyślało dziecko? "Świr. Może lepiej iść bawić się samemu?". Mimo to, został. Z czasem zaczął rozumieć Arka. Chłopiec nie był wariatem, ale niezwykle inteligentnym fanem poezji i kryminału, obdarzony niezwykłą zdolnością poznawania ludzi po ich zachowaniu, słowach , jakie wypowiadali i spojrzeniu, jakie rzucali na świat. I to najbardziej przerażało ludzi. To, że choć, nie wiem jak by się starali, odkrywał ich prawdziwą tożsamość, a z muru jaki wznieśli wokół swojej osoby, nie pozostawały nawet fundamenty.  Holmes, jak go nazywali, był prawdziwym geniuszem w tych sprawach. Zrozumiał też jego słowa: "Mało kto przyznaję się do tego, kim jest. Większość chowa się za czymś, co pomoże mu schować, w cieniu złudzeń, jego prawdziwą naturę.". Ludzie nie lubili siebie, bali się, że jeżeli pokażą, że nie są tacy idealni, zostaną sami. Tego, czego boi się każdy człowiek- gwiazda filmowa, prezydent czy rolnik, to Samotność. Jesteśmy jak małe dzieci, bojące się puścić rękę rodzica. Ten strach narodził się już na początki ewolucji- to, dlatego, ludzie zaczęli łączyć się w grupy. Samotność ich przygnębiała. Bali się, iż sami stanął się ofiarą dla szablo-zębnych tygrysów, bo nie będzie nikogo, kto stanie w ich obronie, kto rzuci się między ich ciało, a paszczę drapieżnika... Ten Lęk przetrwał do dziś.
 Arek odkrył to już za dziecka. Nie potępiał natury ludzkiej. On szukał. Poszukiwał kogoś, kto stanie się tym, który rzuca się na pomoc.
 Bo Arek rozumiał mocnej, niż ktokolwiek inny, potrzebę bycia C z ę ś c i ą. Był samotny.
 Otworzył się dopiero przy Alku. Widziano go uśmiechniętego, roześmianego i rozeźlonego. Koledzy zaczęli w nim dostrzegać spokojną przystań, a nie tylko dziwaka. Razem z Alkiem i Resztą, zaczął przeżywać przygody, odkrywać wspólnie świat i odczuwać radość nawet w krótkich chwilach szczęścia.
 Arek jego brat. Ten, który...
 Jego zamyślenie przerwała wysoka blondynka. Przypadkowo, otarła się o niego. W jego głowie pojawiła się postać o złocistej czuprynie. Z pijącym sercem obrócił się w stronę dziewczyny, a gdy ją spostrzegł Sztylet Zawodu przeszył mu serce. Co ty sobie myślałeś, kretynie?,  warknął na siebie w myślach, odwracając się od Nie-tej-dziewczyny. Niby skąd, by się tu znalazła?
 Jego wyobraźnie wypełnił obraz pięknej Rozy. I choć, była ona wysoką blondynką, nigdy nie zobaczyłby jej z magazynem o modzie w ręce i pasemkach we włosach. Rozalia była, może i dziwna, ale tą dziwność właśnie w niej lubił. Nie malowała się, bo tego nie potrzebowała- była naturalną pięknością. Mówiła mniej niż Arek i rzadziej się uśmiechała. Była poważną piętnastolatką, którym całym życiem była nauka i teatr.  Mimo, że na co dzień zachowywała powagę, to na scenie stawała się kimś innym. Potrafiła zagrać wszystko, tak realnie, ze  zapominało się, iż siedzi się na fotelu w setką innych osób. Roza miała coś, takiego w swoim głosie- Baśka potrafiła zmieniać nastoje innych osób, Arek widzieć ich prawdziwe jestestwo i dzielić się zaufaniem, a Janek otumaniać- tak ona potrafiła głosem tworzyć wizję czegoś, co mogło się zdarzyć się tylko we śnie. Basia kochała jej opowieści. Trzeba przyznać, że Rozalka była dla nich czymś w rodzaju drugiej matki. Zawsze się o nich troszczyła, jako ta najmądrzejsza udzielała porad, pomagała w nauce, czy nawet namawiała do zmiany decyzji. Ta śliczność odrzucała od siebie ludzi i adoratorów, ufała tylko Drużynie. Pięknie śpiewała, co w parzę z pianinem Janka, skrzypcami Basi tworzyło piękną kompozycję. Kochała czytać, prowadziła wzrokowe dyskusję z Arkiem. I razem z Alkiem chodziła na zajęcia plastyczne, tylko po to, aby dodać mu otuchy. Nie miała talentu plastycznego, ale wiedziała, że ta młoda, uparta gwiazda siatkówki, nigdy nie będzie się kształcił w innym kierunku, inaczej niż pod przymusem. Był jej za to wdzięczny. Kochał malować.
 Drużyna, w której skład wchodziła piątka przyjaciół: niesforny zawadiaka Janek Fryc; zuchwała i urokliwa Baśka; poważna i mądra piękność- Roza; łagodny i cichy Sherlock, Arek oraz bystry, buntowniczy przywódca, Alek; była połączona więzłami mocniejszymi niż braterskimi. Złączyły ją wspólne pragnienia, marzenia i siatkówka (która okazała się trwałym klejem!), wspólne przygody, radości oraz bitwa na popcorn, po której wszyscy mieli zakaz spotykania się- lepiej nie pytajcie: "dlaczego?", to DŁUGA opowieść.
 Alek był spoiwem tej Drużyny i nieformalnym przywódcą, choć nigdy się do tego, by nie przyznał.
 Ale teraz...odszedł. Jego życie się zmieniło, legło w gruzach ich przyjaźni. Oni go nie porzucili, ale On porzucił Ich. Nienawidził się za to.
 Ale powodem jego zabijającego, jak trucizna, cierpienia był dodatkowy bonus. Jeden z jego przyjaciół ciężko zachorował...
 Zostawił w Domu umierającego przyjaciela.

Stanął przed drzwiami sekretariatu.





-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej,
 ten rozdział dedykuję moim przyjaciołom. Dziękuję, że was mam.
Dziękuję, tym którzy to czytają! Kocham was za to, nawet jeśli jesteście tu tylko po to, żeby wyjść. Polecajcie ten blog znajomym!
 Co o nim  sądzicie? Macie jakieś zastrzeżenia/pytania? Chcecie, żeby coś się w nim pojawiło? A może macie pytania do mojej osoby? Piszcie śmiało.
 P.S. Nie mam co czytać. Polecacie jakieś blogi? Chętnie Was polecę innym.
 Całusy,
Oczytana
 Polecam gorąco blogi: http://youwinoryoudie66.blogspot.com/http://perfectmoog007.blogspot.com/ http://just-lie-just-trust.blogspot.com/

Cudowne, urzekły mnie.


------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miejsce: Doba komputerów.
Data: Dzień za dniem.
Godzina: Czasu nie zliczysz.
Spostrzeżenia: OBUDŹ SIĘ!








niedziela, 18 stycznia 2015

"Nie zgaśnie tej ..."

 Nie trudno było znaleźć sekretariat. Mimo, że budynek był ogromny, a uczniów było więcej niż w jakiejkolwiek Polskiej szkole, to droga do biura dyrektora była tak wyraźnie oznakowana, że nawet jakby ktoś chciał tu nie trafić, nie mógłby powołać się na argument, iż zgubił drogę. Zaczynał współczuć tym uczniom.
 Kiedy tak szedł z pochyloną głową, starając się nie zwracać na siebie uwagi rozkrzyczanych dzieciaków, przypomniał sobie uśmiechniętą twarz swojego przyjaciela Janka. Janek miał to do siebie, że nie tolerował wszelkich zasad, a za najwyższy punkt obowiązku wyznaczył sobie.... ich łamanie. Do tego potrafił owinąć wokół palca każdego: nauczyciela, rodziców, niemiłych kolegów ze szkoły, bezdomnego pijaczynę. Taki to już był jego urok. Ignorował kary, ale to nie znaczy, że był zatwardziały i oślepiony własnym sobą. Szanował zdanie innych, zawsze był pomocny i lojalny; nie raz stanął w jego obronie. Fascynował się kinem, piłką nożną i robieniem kawałów, każdemu kto się nawnie. Kto by pomyślał, że choć każdy nauczyciel wie, iż to Fryc wypisał na ścianie, farbą koloru bordo: " TU PISZĘ JA: NAUCZYCIELU, NA DYWANIK, PROSZ!", to nikt nie wskaże na niego, choćby kiwnięciem głowy -ba!- złożą się na farbę i własnoręcznie zamalują bazgroły.
 Ale Fryczyk wcale nie jest niepokonany. Na tej ziemi jest bowiem jedna, jedyna osoba, której Janek prawdziwie się boi.
 A jest to jego dziewczyna- Baśka.
 Zalet Basienka ma nieskończenie wiele, wad chyba żadnych. To 157cm czystego optymizmu, radości i zachwytu, jest uspokajające, a jedno jej spojrzenie działa jak zastrzyk morfiny. Mimo to, te chude ramionka, mogą dać popalić. To pewnie, dlatego, tak zafascynowała Janka: nigdy nie odpuszcza, a choć jest wrażliwa i na pozór delikatna, to nie pozwoli pomiatać sobą ani żadnym z jej przyjaciół. Alek pamiętał, jak Baśka dołączyła do ich Drużyny - były to upalne wakacje,  z kolegami siedzieli na boisku. Na jej widok głowy chłopców uniosły się i wzrok podążył za jej wdzięcznymi ruchami. Na Janku na początku nie zrobiła wrażenia- widział już mnóstwo dziewcząt niejedna, miała szczęście z nim chodzić. Kiedy stanęła nad chłopcami, rzucając cień na ich rozgrzane postacie, któryś- głupi i naiwny, aby zaimponować Basi, rzucił dość uszczypliwą uwagę w stronę kolegi, który zresztą miał miano ciamajdy i kretyna. Większość chłopców roześmiała się głupio, a biedny "Ciamajda" opuścił wzrok na swoje dłonie, czerwieniąc się, jak burak. Basia, której uśmiech nigdy nie schodził z warg, nagle oziębła i wyprostowała się dumnie. Wyglądało to dość przerażająco, zawrzawszy, że z jej pięknych stalowoniebieskich oczu buchały pioruny. Wstała, wzięła Ciamajdę pod rękę i rzekła, iż woli rozmawiać z nim, niż z bandą cholernych....(itd., itp.) kretynów. Odeszła dumnie, zagadując zdumionego chłopaczka przy boku. Tłum oniemiałych chłopaków odprowadzał ją wzrokiem, nie mogąc uwierzyć, że obiekt ich westchnień tak po prostu sobie odchodzi i idiotą pod ręką. Kiedy Alek spojrzał wtedy na Janka, ten wpatrywał się w Basię, zauroczony z uchylonymi ustami, a oczy jaśniały mu szaleńczo, jakby nie mógł uwierzyć, że kogoś takiego zrodziła ta Ziemia. Od tamtej pory nie odstępował jej na krok.
 Alek od dziecka znał Baśkę. Znał ją, ponieważ jego najlepszym przyjacielem, druhem w wielu przygodach i podparciem w niedoli był jej brat, Arek...

sobota, 17 stycznia 2015

"Kocham cię"

 Brytyjczycy są na swój sposób ciekawi. Jacyś, tacy ... inni. Oprócz tego, że, Alka, zewsząd otaczał obcy język, musiał znosić spokój wyspy o, której tyle słyszał i nigdy nie myślał, że tu zamieszka.
 Czy podobało mu się tu?
 Piękno krajobrazu zachwyciłaby niejednego. Lasy, łąki i morzę. Wielka Brytania była ośrodkiem kultury i historii, utkwionej w skałach. Zieleń zdawała się nucić przypowieści, o niezwykłym kraju, który powstał na jej oczach.
 Nie, wcale mu się tu nie podobało.
 Nie chodziło o ludzi, naturę czy cały naród, ale o niego. On tu nie należał, nie mógł czuć się tu dobrze. Jadąc autem, z mamą u kierownicy, po prawej stronie ( prawej!), patrzył w okno, na nieznane mu ulice obcego miasta. W palcach obracał breloczek w kształcie piłki do siatkówki, jeden z licznych prezentów pożegnalnych. Ten był szczególny. Dostał go od swojej Drużyny. Nie tej, w której grał, ale od do tej której należał on i jego najlepsi przyjaciele. Jego kumple. Jego Rodzina.
 To co go z nimi obecnie łączyło to ten brelok i pamiątkowe zdjęcia. Tylko tyle. Oni pozostali na stałym lądzie, a on popłyną za to całe morze, żeby jego rodzice mogli cieszyć się, że znów mieszkają razem.
 Zacisną pięści.
 -Kochanie, to już tu- powiedziała, nieśmiało mama, skręcając na parking. Dziwne, ze powiedziała to po angielsku. Od przyjazdu przerzucili się na angielski.
 Nic nie odpowiedział, ponieważ przestrzegał żelaźnie zasady Nie-odzywania-się-do mamy-za-ten-wyjazd.
 Spojrzał za okno. Ponad parkingiem wznosiła się ogromna gotycka budowla przekształcona na szkołę. Grubę szare mury stały pośrodku ogromnego Parku, po którym przechadzali się uczniowie. Wszyscy byli ubrani w granatowo-czerwone mundurki szkolne, takie jak on miał na sobie. No może z taką różnicą, że dziewczyny nosiły spódniczki zamiast spodni.
 Mama zatrzymała się na podjeździe.
- No...- mruknęła zdenerwowana.- Już czas.
  Spojrzał na nią z gniewem i gwałtownym szarpnięciem odpiął pas bezpieczeństwa. Nie mógł znieść jej wyboru. Z zasady, nie mógł.
 Otworzył drzwi i stanął na szarym betonie. Nawet powietrze tu inaczej pachniało.
-Kocham cię- szepnęła, tym razem już po polsku.
Zatrzasnął drzwi i odwrócił się ku nowej szkole.
-Ja ciebie też- powiedział tak cicho, że tylko on mógł to usłyszeć.